Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kradzież, bo odbierzesz ogółowi wyniki twojéj siły duchowéj, do których on ma prawo. Będziesz wiele cierpiał, ale nie przestawaj być mężnym; stopy twe pokrwawią się na kamienistéj drodze życia, ale stawiaj je niemniéj śmiało i ciągle na przód, a idąc tak z ciężkością lecz wytrwale, nie patrz na ciasny kraniec własnego widnokręgu, ale okiem myśli wybiegaj w świat szeroki i obejmuj go taką miłością, która zagoi rany twego serca i tłumem wysokich uciech napełni twoję samotnią, z któréj znikły marzone przez cię uciechy.”
Noc była głęboka, gdy Bolesław pisał do pana Andrzeja odpowiedź na list otrzymany przed chwilą:
„Tak, zacny przyjacielu, nie jestem u kresu moich cierpień i bodaj, że nigdy kresu one miéć nie będą. Byłem smutny ale spokojny, dziś spotkałem Wincunię i znowu burza zawrzała we mnie. Przestawałem być panem siebie, rozpacz wparła się do mych piersi przemocą, i kto wié? może długo, może nigdy, nie odnalazł-bym siły mego ducha, gdyby nie słowa twoje, które znowu powitały mię w chwili boleści. Przyszedłeś z niemi w samę porę, dzięki ci za to! Spotkałem cię po-raz piérwszy w porze szczęścia i pogody, a daléj postępuję z bratnim twym duchem po drodze niespodziewanych cierpień. Śród niéj idziesz obok mnie w roli sumienia i rozumu, wspierając mię, ile razy się ugnę, przypomnieniem powinności i serdecznie umiłowanych celów mego życia. Przed dwiema go-