Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyćmionym połyskiem; zamiast warkoczów nad czołem, włosy jéj tworzyły z tyłu głowy misterne zwoje. Wyraz jéj twarzy stracił całkiem dawną naiwność i swobodną wesołość, ale jaśniał teraz w oczach całą rozbudzoną a pojętną myślą i zawisał nieokreślonym smętkiem na ustach. Znać było, że przez czas ubiegły dojrzewała stopniowo: z jedwabnych pieluch gąsienicy stawała się motylem o rozwiniętych skrzydłach ducha; była i mniéj piękną, i piękniejszą niż dawniéj; ludziom bardzo wesołym nie mogła-by się podobać, smutnym nieco — przypadła-by odrazu do serca. Chociaż nie wydawała się nieszczęśliwą, nieokreślony smętek oblekał całą jéj osobę, objawiał się w powolnych ruchach, przeciągłém spojrzeniu i przezroczysto bladéj twarzy; ubiór jéj był piękny, nie ledwie wytworny, składał się z czarnéj jedwabnéj, bardzo długiéj sukni i leciuchnéj białéj koronki, przypiętéj na włosach szpilkami o złotych gałkach.
Bolesław zmienił się téż nieco, ale mniéj od Wincuni. Cera jego pobladła téż trochę; między brwiami powstała jedna podłużna zmarszczka, któréj dawniéj nie było; w spojrzeniu uprzednią rzewność, która się w nim przebijała niekiedy, zastąpiło poważne, smutne nieco, zamyślenie. Znać było, że duch jego skąpał się w długiém tajemném cierpieniu i w cichych samotnych rozmyślaniach, ale zarazem cała jego postać nacechowana była spokojem człowieka, będącego w zgodzie z sobą samym, logicznie i wytrwale dążącego do raz