Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I pokiwała głową z politowaniem.
— Jakto! — zawołał Bolesław — mąż jéj jest tutaj i pozwala na to, aby ona tak długo wystawioną była na taki chłód, wicher i zamieć!
Twarz jego, blada przed chwilą, zapałała.
— Ny! — ozwała się Szlomowa — co pan chce? już on taki! Jak zobaczył światło w oknach naszéj sali, to i zaszedł, a jak zaszedł, to i wyjść trudno!
Bolesław zaczął chodzić po izbie. W téj chwili nie wyglądał już na zziębniętego człowieka.
— Ależ to okropne! — mówił do siebie — tak obchodzić się z żoną w półtora roku po ślubie, cóż to będzie daléj!
Szlomowa prowadziła za nim wzrokiem, w którym wyrażało się poczciwe współczucie i dosłyszała ostatnie wyrazy Bolesława.
— Ny — rzekła — co będzie daléj? ja panu powiem: źle będzie. Ten pan Oleś, to strasznie pusty człowiek! Z początku niby to dobrze było: wziął się do gospodarstwa i zdawało się, że ustatkuje się, ale krótko było tego dobrego; już z pół roku, jak znów zaczął bywać u nas na sali, po dawnemu grać w bilard, a nawet już i w karty zaczyna. My ze Szlomą nie kontenci z tego, bo choć to dla nas zarobek, jak panowie bawią się na sali, ale dość jest na to kawalerów i bogatszych panów, niż ten pan Oleś. A żonatemu to już i wstyd, i grzech żonę porzucać i dom przytém. Panią Snopińską my znali od dziecka i złe-