Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekła! Wtedy uklękliśmy oboje przed nią i pobłogosławiła.
— To chwała Bogu! — zawołał pan Jerzy — gracko spisałeś się chłopcze i choć mi żal trochę Topolskiego, toć jednak pewny jestem, że nic mu się bardzo złego nie stanie. Zanadto jest on rozsądny, aby miał desperować po dziewczynie, a zresztą, jeśli ona jego nie kocha, to i nie wielką miałby z niéj pociechę, bo małżeństwo bez miłości i torby plew nie warte. Podobała mi się szczerze ta twoja Wincunia; ładne to, dobre widać i potulne dziecko, a przy tém posażek panna ma wcale niezły i musi cię bardzo kochać, kiedy dla ciebie takiemu porządnemu człowiekowi, jak Topolski, odmówiła. No, niech Pan Bóg błogosławi, niech Pan Bóg sekunduje.
Alexander klęczał przed rodzicami i ściskał ich kolana. Pani Snopińska pocałunkami i pieszczotliwemi słowy okrywała jedynaka, a pan Jerzy kręcił siwego wąsa, milczał parę minut, potém podniósł syna i rzekł, patrząc nań z powagą i przywiązaniem:
— Słuchaj, Olesiu! Matka cię całuje w téj ważnéj chwili twego życia i płacze: nie dziwota to, bo u kobiet całe serce pokazuje się zawsze w łzach i pocałunkach. Ja zaś, mężczyzna i stary, zgrubiały w pracy, nie zdatny jestem do niewieścich pieszczot i kwileń, niemniéj jednak kocham cię także. Bóg widzi, że kochałem cię może zanadto, gdyś był dzieckiem, a przez to i pobłądziłem w wychowaniu two-