Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z objęć w objęcia ludzi różnych, nieznanych, rzuca w jéj pierś tony namiętne, jak ziarna burz, które z nich zrodzić się mają.
Bolesław, przechadzając się po osamotnionéj sali jadalnéj, słuchał dolatujących doń rozgłośnie taktów walcowych.
Jakkolwiek wysilał się na spokój i wzywał na pomoc trzeźwą rozwagę, przykre, dotkliwe wrażenie ogarniało go coraz bardziéj. Stanął i rzekł do siebie:
— Co to jest? czuję, że tracę samego siebie i nie wiem, co się ze mną dzieje! Jakieś przeczucia stukają do serca, jakieś mary plączą się po głowie, jakbym legł w gorączce. To źle; poddawać się stanowi takiemu nie należy; ucieknę z tego gwaru, a odzyskam wnet spokój!
W kwadrans potém, bryczka odjeżdżającego Bolesława turkotała na Adampolskim dziedzińcu, a w téj saméj chwili Wincunia, wsparta na ramieniu Alexandra, rozmarzona, obiegała z nim salę w szybkim walcu. Młodzieniec drżącém ramieniem silnie obejmował jéj kibić i z upojeniem w twarz jéj patrzył, ona spuściła zrumienione czoło, a wkoło nich szeptano:
— Piękna para! dobrana para! jakby dla siebie stworzeni!
W istocie było to połączenie młodości z młodo-