Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W same żniwa! w same żniwa!
Ta sama scena powtórzyła się nazajutrz. Państwo Snopińscy pojechali z wizytą do pani Karliczowéj. Pani Jerzowa, na samę myśl spotkania się z bogatą i światową damą, bladła i nie wiedziała co począć ze swemi rękoma, odzianemi w żółte rękawiczki. Tym razem Alexander nie został w domu. Gdy rodzice wsiedli do karety, on wskoczył na swoję leciuchną najtyczankę i, minąwszy ciężką landarę, popędził w awangardzie, aby znakomitéj swéj w okolicy przyjaciółce oznajmić wizytę rodziców.
Wyjazdy te powtarzały się przez dwa tygodnie prawie codzień. Pan Jerzy był zły i bardzo zafrasowany. Po powrocie z każdéj wizyty, chodził po pokoju, z rękoma w tył założonemi i szeptał pod wąsem:
— I jaż to wszystko muszę robić dla tego błazna, w same żniwa!
Albo powtarzał sobie z wyrzutem:
— Dalibóg zbłaźniłem się! w same żniwa! — Ale zawsze dodawał:
— Może téż ożeni się i da Bóg ustatkuje! w same żniwa!
Pani Snopińska, wróciwszy do domu, zrzucała z siebie co prędzéj kraciastą suknią i atłasową kardynałkę, układała je starannie w kufrze i, odziawszy się w płócienkowy tułubek, biegała z kluczami od śpiżarni do śpiżarni, aby przekonać się, czy w czasie jéj nie-