Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ty, Anulku, czegóż płaczesz? wiész przecie, że ja na twoje łzy patrzéć nie mogę! Niech już tam będzie po waszemu; tylko słuchaj, Olesiu, jak ty mi po tym balu nie ożenisz się z panną Niemeńską, to...
— Ożenię się, papunieczku, ożenię się! — zawołał, podskakując Alexander i po kilkadziesiąt razy pocałował ręce ojca. — Taka cudna dziewczyna! Słowo daję! że jak ją papa zobaczy, to sam w niéj rozkocha się, choć pewnie mamie o tém nie powié — dodał figlarnie.
— Oj, ty sowizdrzale! — rzekł pan Jerzy, mimowoli rozśmieszony. — A wieleż tam pieniędzy na ten bal trzeba będzie?
Tu był najdrażliwszy punkt całéj sprawy. Alexander zażądał bardzo wiele. Oprócz wydatków na wiktuały, oświetlenie, najęcie służby, trzeba jeszcze było powozu dla oddawania wizyt, bo nikt przecie nie jeździ bryczką gości na bal spraszać; trzeba było nowych mebli, przynajmniéj do bawialnego pokoju, muzyki z powiatowego miasta etc. Dzierżawca brał się za głowę, ale wnet Alexander przypadał mu do kolan, ukochana Anulka zaczynała szlochać i nazywać go tyranem, a pan Jerzy, zatykając uszy palcami, wołał: no cicho już, Anulku, cicho! niech już będzie muzyka, ale na powóz nie zgodzę się za nic! — Nowe prośby syna, nowe wyrzuty żony. — Niechże już będzie powóz, ale mebli za nic w świecie nie kupię! — protestował oblężeniu.