Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— mówił Alexander, całując matkę po rękach i przymilając się do niéj.
— Ależ zrobię, zrobię, mój koteczku! pojadę wszędzie, gdzie zechcesz, byleby to było dla twego dobra; tylko z ojcem spraw się jakkolwiek — odrzekła Snopińska, całując syna.
W parę godzin po téj rozmowie między matką i synem, pan Jerzy, zaatakowany przez obojga, wykrzykiwał ze zdziwieniem i przestrachem:
— Bal! bal! a co wam do głowy przyszło? w same żniwa bal wydawać? czyście powaryowali oboje! Słuchaj, Anulku, ty sama nie wiész, co gadasz, a ten błazen to prędko cały dom do góry nogami zechce przewrócić!
— Jeżeli papa nie zgodzi się spełnić mojéj prośby, będę bardzo nieszczęśliwy! — pokornie i ze smutną miną rzekł Alexander.
— Nieszczęśliwy! nieszczęśliwy! — powtórzył pan Jerzy, a oczy jego, strasznie zafrasowane, biegały po wszystkich kątach pokoju. — Czém-że ciebie u licha ten przeklęty bal uszczęśliwi?
— Da mi za żonę kobietę, bez któréj żyć nie mogę — smutniéj jeszcze odparł młodzieniec.
Wiedział, że trafi w słabą stronę ojca; pan Jerzy zmiękł trochę, lubo bronił się jeszcze energicznie. Alexander ukląkł przed nim i zaczął całować go w ręce i kolana.
— Mój ojczulku — mówił — mój papunieczku naj-