Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie go licho tak pędzi? — rzekł do siebie, a przystanąwszy, zawołał głośno:
— Héj! nie galopuj tak! zepsujesz konia!
— Panicz posyła! — odkrzyknął Pawełek, nie zwalniając biegu, i popędził daléj.
Pan Jerzy wzruszył ramionami i zafrasowany wrócił do domu.
Tego samego dnia nad wieczór, Pawełek, na tym samym pstrokatym koniu, pędził ku Niemence. W ręku trzymał z daleka od siebie cóś starannie owiniętego w papier. Wjechał na dziedziniec dworku, zsiadł z konia i zbliżył się do ganku, na którym stała Wincunia.
— Panicz z Adampola przysyła to panience — rzekł, kłaniając się i oddając przedmiot, owinięty w papier.
Wincunia zarumieniła się i zawahała. Chciała cóś wyrzec, cofnęła się nawet o parę kroków, ale ciekawość, wzruszenie, radość, odbiły się na jéj wyrazistéj, ruchliwéj twarzy i wyciągnęła po posyłkę drżącą trochę rękę. Rozwinęła papier i ujrzała śliczny koszyczek, upleciony z farbowanéj łozy, a w nim bukiet pięknych oranżeryjnych kwiatów.
— Ach, mój Boże! jakież przecudne kwiaty! — zawołała i wbiegła do pokoju, wołając ciotki. Ale pani Niemeńska wyszła była z domu dla obejrzenia gospodarstwa, i Wincunia, nie znalazłszy jéj w pokojach, wbiegła do swojéj sypialni, postawiła kosz