Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błękit ich ściemniał, i miał barwę nieba, otaczającego tarczę słoneczną w południe.
Gdyby przed tych dwóch mężczyzn przyprowadzono dwie kobiety młode: jednę z dojrzałą myślą i sercem, w ogniu cierpień wypróbowaném, drugą, młodziuchną dzieweczkę, która naiwne i ciekawe oczy ledwie otworzyła na świat boży, i gdyby tym dwom kobietom powiedziano: „Przyjrzyjcie się tym ludziom i niech każda z was jednego z nich wybierze sobie na szczęście i miłość, na dolę i niedolę życia!“ Piérwsza wyciągnęła-by dłoń do Bolesława i rzekła: tego wybieram, bo ma piękność ducha. Druga zachwyconém okiem utonęła-by w piękném licu Alexandra i z rumieńcem wstydu, łzami wzruszenia i śmiechem radości, zawołała-by: tego kocham, bo w oczach jego przegląda się niebo!
Kocham! o, niewinne, nieświadome siebie i świata dziewczę młode! Nim wyraz ten wymówisz, złóż piérwiéj ręce do modlitwy i módl się długo, długo, i proś Boga, aby ci dał myśl tak przenikliwą, serce takie mężne, iżbyś po-przez ogniste oczy i białą twarz młodzieńca przedrzéć się mogła do duszy jego!
W nią patrz, bo z niéj, tylko z niéj, stosownie do jéj wartości, wypłynie dla ciebie szczęście lub niedola; bo jeśli ona jasna, to i ciebie na zawsze opromieni światłość, pomimo nawet przyszłych cierpień życia; bo jeśli ona ciemna, i ty, prędzéj lub późniéj, zapadniesz