jego nieliczne tylko wzbijały się nadeń i brzmiały wyraźnie. Nagle ktoś z tłumu zawołał donośnie:
— Uciszcie się i słuchajcie! albowiem powiedzianém jest: „Słuchajcie mowy wszelkiéj, czynionéj w imię Jehowy!“
— To jest prawda! — zaszemrano, — on mówić zaczął w imię Boga Abrahamów, Izaaków i Jakóbów!
I stała się cisza wielka, przerywana tylko poruszeniami tych, którzy, u drzwi i za oknami stojąc, wspinali się na palce, aby zobaczyć tego, który przemawiał.
Żaden widok niezwykły oczu ich nie uderzył. Za białym stołem, więc na tém samém miejscu, z którego często przemawiano do ludu, Meir Ezofowicz stał w postawie spokojnéj i ze spokojną również twarzą. Bledszym był wprawdzie, niż zwykle i w oczach miał blask gorącego wzruszenia, ale widać było, że wzruszenie to brało źródło nie w trwodze ni wątpliwości najlżejszéj, lecz przeciwnie — w uczuciu potężnéj wiary jakiéjś i równie wielkiéj, uszczęśliwiającéj nadziei. W ręku trzymał on kilka zżółkłych i bardzo starych arkuszy papieru, z których czytał i które podnosił niekiedy wysoko, jakby chciał ukazać oczom wszystkich, zkąd brał słowa swoje.
— „Izraelu! — zawołał w chwili, gdy gwar ustąpił przed powszechną i głęboką ciszą, — ty jesteś wielkim narodem! Ty pierwszy z pomiędzy narodów wszystkich zobaczyłeś w niebie Boga jedynego, a na ziemi usłyszałeś w huku gromów i blasku błyskawic dziesięć ogromnych słów, na których, jak na dziesięciu opokach, inne ludy, przez pokolenia wszystkie, budują wschody do słońca doskonałości! Izraelu! ślepe od urodzenia, albo pieprzem złości jest oślepione oko tego, kto patrząc na oblicze twoje, nie zobaczy staréj twéj dostojności! Suchą od urodzenia, albo wichrem z piekieł wiejącym wysuszoną jest źrenica ta, która na wielkie cierpienia, jakie ty przeniosłeś, nie wypuści z siebie łzy. Nieszczęsny jest ten, kto ustami swemi rzeknie na ciebie: nikczemny! Niech ulituje się nad nim i przebaczy mu Pan, albowiem niéma w nim téj szali sprawiedliwości, na któréj ważą się zasługi i winy narodów, ani tego światła mądrości, które pokazuje, jak z bólu i nędzy rodzą się grzechy! Izraelu! z ciebie urodził się Mojżesz z sercem gorejącym miłością, jako krzak ognisty, Dawid ze złotą harfą, piękna Ester, płacząca nad biedą ludu swego. Machabeusze z potężnemi mieczami z ciebie powstali, i prorocy, idący na śmierć z ochotą dla prawdy serc swoich. Ty, kiedy w ziemi ojców swoich żyłeś szczęśliwy, brzydziłeś się niewolą brata, na polu swém dziesiąty snop zostawiałeś łaknącym, a głos dawałeś każdemu, co przemawiać do ludu chciał i, przed Jehową jednym korząc się, mówiłeś: my wszyscy równi w obliczu Ojca naszego! A kiedy ty potém, nieszczęsny i zwyciężony, oblany krwią synów swoich, co ziemi przodków bronili, we łzach i prochu cały pomiędzy obcemi narodami stanąłeś, ty wszystkie boleści i wszystkie pogardy przeniosłeś, — a jedynemu Bogu swemu wiernym pozostałeś, a pamięci o przodkach swych nie zatraciłeś i wszystkie ludy, które
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/259
Wygląd
Ta strona została przepisana.