Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przerwał mu żywo Meir:
— I ty wszystkie te nauki znasz?
— A jakże! — odpowiedział gość.
— A co ty teraz z tém robisz?
Pytanie to, wymówione z ciekawością nadzwyczajną, wprawiło w osłupienie ładnego chłopca.
— Jakto: co robię? — zapytał.
— Nu, ja chcę wiedziéć, jakiemi myślami nauki te napełniły twoję głowę i co ty z myślami swemi na świecie robisz?
— No! jakto, co ja robię? Ja urzędnikiem jestem, w kancellaryi samego gubernatora ważne bardzo papiery przepisuję.
Meir pomyślał chwilę.
— To nic, że ty w kancellaryi papiery przepisujesz; ja nie o tém chciałem wiedziéć. Ty to dla zarobku robisz. Każdy człowiek zarabiać musi. Ale ja chciałem wiedziéć, co ty sobie myślisz, kiedy czasem sam jeden zostaniesz, i co tobie te myśli twoje robić na świecie każą?
Leopold szeroko otwierał oczy.
— No! — zawołał zniecierpliwony, — o czém ja mam myśléć? Ot jak powrócę z biura, to siedzę sobie w domu, papierosa palę i myślę, że jak ożenię się i posag wezmę, a ojciec mi odda to, co mi od niego należy się, kamienicę sobie kupię, na dole w kamienicy piękne sklepy urządzę, pierwsze piętro bogatym jakim ludziom w arendę puszczę, a sam na drugiém mieszkać będę. Teraz nawet sprzedają tam jednę kamienicę bardzo piękną i jabym ją chciał sobie kupić. Ona ze dwa tysiące rubli na rok dochodu da i officyny jeszcze są przy niéj dobre...
Tym razem przyszła na Meira koléj dziwienia się.
— I ty, Leopold, o niczém więcéj nie myślisz, tylko o téj kamienicy? — zapytał.
— No, a o czém ja mam myśléć! U mnie, dziękować Bogu, kłopotów żadnych na głowie niéma. Mieszkanie i stół u rodziców mam, a na ubranie wystarcza mi ta pensya, co ją w kancellaryi biorę.
Meir utkwił wzrok w ziemi. Na czole jego zarysowała się zmarszczka, jak zwykle u niego bywało, gdy uczuwał się czémś przykro dotkniętym.
— Słuchaj, Leopold, — rzekł po chwili głębokiego namysłu, — czy tam u was, w wielkiém mieście, niéma wcale biednych i ciemnych Żydów?
Leopold zaśmiał się.
— A gdzie ich niéma? Jest ich i tam bardzo dużo!
— A co ty sobie myślisz, kiedy na nich patrzysz? — gwałtownie zapytał Meir.
— Co ja mam myśléć? Myślę, że oni są bardzo głupi — i brudni!
— I ty, patrząc na nich, o niczém więcéj nie myślisz? — powtórzył Meir, ale szeptem już prawie.