Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią twoją. Wszak ja tam nic, zupełnie nic swego nie włożyłem. Trzeba więc, abyś w każdéj chwili rozporządzić się mogła dowolnie poojcowską fortuną.
Jakże wyrazy ludzkie najprzerozmaitsze posiadać mogą znaczenia! Na pozór, słowa, wymówione przez Michała, odnosiły się do najpowszedniejszego, majątkowego interesu. Dla mnie jednak miały one w sobie coś z posępności przedśmiertnego testamentu. Czułam w nich umierającą przeszłość moję..
Długo nie mogłam przemówić. Michał oczekiwał odpowiedzi mojéj ze wzrokiem wpatrzonym w ziemię.
— Wszak wiesz, Michale, — ozwałam się nakoniec, — że najżywszém życzeniem mojém jest, aby Porzewin otrzymała kiedyś po nas Natalka. Ponieważ zaś jest ona dzieckiem zarówno mojém, jak twojém...
Nie dokończyłam, bo pochwycił moję rękę i przycisnął ją do ust.
— Spodziewam się — rzekł po chwili — iż wiész, że nie za połowę Porzewina dziękuję ci, ale... ale za przywiązanie twoje do mego dziecka...
Radość, która mu wzrok rozjaśniła, zniknęła wkrótce.
— Jednak — rzekł ciszéj — nie uważaj się za związaną słowami, które wyrzekłaś. W każdéj chwili, gdy zechcesz wrócić do całego dziedzictwa swego,