Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągle zwierzali z tego, co nas najżywiéj obchodzi na świecie. W istocie, dla niéj, jak dla mnie, idee, zawierające w sobie najwyższy wykwit myśli i nadziei ludzkich, posiadają czar, nienadwerężony ani latami, ani niejedném doświadczeniem, które się zdaje zaprzeczać prawdziwości ich a możliwości. Mogą zdarzać się chwile, w których wielkie pomysły i aspiracye ludzkie wywołują na usta uśmiech niedowierzający i smutny, tło życia całego przecież osnuwa się wciąż na nich bezwiednie prawie, z popędu najgłębszéj natury, nieledwie z przyzwyczajenia.
Wyszedłem ztamtąd, Jerzy, młodszy o lat kilka, z myślą tak świeżą, jak niegdyś, przed wszelkiém zmęczeniem, bywała, z jakąś gorącą iskrą, którą czułem w źrenicy. Przyrzekliśmy sobie, że ile razy będziemy mieli czas po temu, puszczać się będziemy razem na poszukiwania nowych światów, jak mówiła, śmiejąc się pani Iwicka. Prawdopodobnie nieczęsto zdarzać się to będzie, bo ani ja, ani ona nie mamy wielu godzin do rozporządzenia naszego. W każdym razie przyjazny stosunek z tą kobietą, rozmowy z nią, choć nieczęste, sam jéj już widok stanowi w życiu mojém żywioł całkiem nowy, i najlepiéj określę wpływ jego na mnie, gdy powiem: odmładzający!
Cóż dziwnego, że Iwicki w pięćdziesięciu latach swych jest tak krzepki i czynny i tak wesoły! Nieba i ludzie! dajcie mi codziennie dwie godziny, tylko