Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze wyjątkowych zasad, któremi rządził się w wychowywaniu mnie, żyliśmy jakby w innym świecie wyobrażeń i przyzwyczajeń, niż wszyscy ludzie podobnego nam położenia towarzyskiego. Sprowadziło to pomiędzy nami a nimi rozdział konieczny. Głośno zwano ojca mego marzycielem, ideologiem, utopistą, mnie filozofką, emancypantką, lub przemądrzałą panną. Ztąd gość w domu naszym był rzadkiém zjawiskiem, my zaś nigdy prawie nie wydalaliśmy się z domu. Raz tylko odbyłam z ojcem daleką, bo rok prawie trwającą podróż po Europie. Widziałam kilka miast wielkich, wiele dni przesiedziałam w galeryach i muzeach, ucząc się naocznie rozpoznawania różnych szkół malarstwa i, kopiując dostępniejsze mi obrazy; zwiedziłam z ojcem mnóztwo zakładów publicznych; w Paryżu uczęszczałam na publiczne lekcye uczonych i krytyków; w Pradze Czeskiéj uczyłam się rzeźbić na drzewie; w Gandawie, przy pomniku Wilhelma Ks. Oranii, zaimprowizowałam, naturalnie ojcu memu tylko na ucho, jakiś poemat. Lecz ani razu w ciągu długiéj podróży téj wzrok mój nie zatrzymał się z wyłączną uwagą na żadnéj twarzy męzkiéj, jak ani razu serce nie uderzyło mi żywiéj na widok któregokolwiek z młodych sąsiadów, którzy, bądź to zwabieni przypuszczalnym mym posagiem, bądź, dzięki bogatszéj naturze swéj, pociągnięci ku ojcu memu, wstępowali od czasu do czasu w progi nasze. Nikt z pomiędzy nielicznych