Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

takiej ja przyszłości spodziewałam się po was!“ Oleś mówi.. Pchuuu! pchuuu! ot, choć zgiń, nie chcą węgle rozpalać się! „Byleby, moja mamo, ta przyszłość poczciwą była i bylebyśmy mogli kiedykolwiek przydać się na co mamie, ludziom i samym sobie!“ Pchuuu! pchuuu! pchuuu! Mama znów rozpłakała się i mnie się pyta „A ty, Staśku?“ A ja tak samo, jak Oleś... Pchuuu! pchuuu!
Drzwi od sieni zaskrzypiały, Stanisław od samowara się zerwał.
— Wrócili! jak Boga kocham, już wrócili!
Istotnie wchodzili do mieszkania sprawunkami obładowani. Aleksander przedewszystkiem jeden duży, a drugi mały dzbanek na stole postawił.
— To piwko i śmietana. Jadzia mówiła, że ser jest u babuni... to bułeczki z makiem, i nie wiem co tam jeszcze Jadzia niesie, bo mnie nie tyle sił, ile rąk do niesienia wszystkiego zabrakło.. Nagawędziliśmy się też z Jadzią... jak Boga kocham, usta mi się nie zamykały... Wszystko już jej powiedziałem: co jest, co było i czego się nie spodziewam... jak w kabale!
W malutkiej kuchni zrobił się wielki ścisk. Stanisław na stałego już pomocnika w gotowaniu do Szyszkowej przystał; ale Jadwiga i Aleksander także w tę sprawę się wdali. Jedno tam piwo na ogniu dla zagrzania stawiało, drugie w kosteczki chleb i ser krajało, trzecie przygotowywało śledzie i gotowało w garnku kartofle.
Szyszkowa, śliwek pilnując, wyrzekała, że śmierć, niedola, męka, zgryzota! młodzi do niczego dopuścić jej nie chcą, a to dla pokazania, że jest już ona niedołęgą, próchnem, starym grzybem, który da-