Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.



Wesołość, gwar, rozmowy, wzajemne zapytania, przypomnienia dawnych czasów, słowem blask słońca i świegot ptaków, nagle powstałe w posępnej i głuchej ciemnicy — wszystko to było dobre, piękne, miłe, ale... co będzie z wieczerzą, na którą krewnych, jak z nieba spadłych, koniecznie zaprosić trzeba? Gdzie oszczędnie na dwie osoby gotowano, tam cztery nasycić się nie mogą, szczególniej gdy w ich liczbie znajdują się dwaj młodzi, tędzy, przed godziną z wagonu wysiedli chłopcy!
Szyszkową chwilowy dobry humor znowu zupełnie opuścił. Ponuremi oczyma patrzała na wazkę z trochą ostygłej już zupy, a zaciśnięte jej usta w prawo i lewo poruszać się zaczynały.
Ale przybliżyła się do niej Jadwiga i, korzystając z chwili, w której przybyli zdejmowali i na wieszadłach umieszczali swoje kożuszki, prędko szepnęła:
— Niech mama tymczasem zupę do kuchni odniesie, a ja do miasta pobiegnę. Wszystkiego, co