Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widocznem było, że miała trochę nadziei, i jak tyle już razy, doznała zawodu, bo twarz pomimo woli na dłoń opuściła i zamyśliła się. Nie odchodziła, strasznie jej się nie chciało do domu powracać. Znów Boże Narodzenie nadeszło, a żaden z nich nie odezwał się, nie napisał. Będą się tam w domu działy śliczne rzeczy! Miły wieczór ją oczekuje!
Ruchla schyliła się nieco nad zamyśloną, i zcicha, z przyjazną żartobliwością zapytała:
— A od kogo to panienka takiego miłego listu czeka, że tak często pyta się mnie, czy był pocztylion? Pewno ten pan bardzo miły, kiedy panienka tak listu od niego czeka! Daj Boże! daj Boże panience szczęście, bo panienka jest dobra!
Jakto! była więc na ziemi istota ludzka, która ją dobrą nazywała! Może wrażenie przez nazwę tę wywarte sprawiło, że łagodnie, i nawet poufale odpowiedziała:
— Niema na świecie, moja Ruchlo, takiego pana, od któregobym ja listu czekała. Od braci listów ja i matka czekamy, czekamy i doczekać się nie możemy..
— A gdzie oni są? — zapytała Żydówka.
Wymieniła nazwę rodzinnego miasta.
— Jeden w biurze, a drugi w wojsku służy.
Z nagłem postanowieniem, aby już iść do domu, Żydówce na pożegnanie skinęła głową.
— Dobranoc, Ruchlo! Idźże do domu, bo zmarzniesz tylko i zachorować możesz, a dziś już pewno nic tu nie wystoisz...
— Już ja tak przywykła. Dobranoc panience! Daj Boże szczęście!
Jaka ta Żydówka dziwną, dziką myśl miała, że