męża, z radości klaszcząc w drobne dłonie. Jakże nie miała cieszyć się, skoro zobaczyła Janinę i Czesława, powracających z przechadzki takimi, jakimi dotąd nie widziała ich nigdy!
— Mówię ci, Jurku, że to coś nadzwyczajnego! Szli z sobą pod rękę, czego dotąd ani razu jeszcze nie widziałam. Janka zarumieniona, jak najpiękniejsza zorza, a on, wpatrzony w nią jak w niebo. Nic i nikogo dokoła siebie nie widzieli; przeszłam o parę kroków od nich i nie spostrzegli mnie; Jurek uczepił się sukni Janki, a ona machinalnie odsunęła go od siebie. Oboje tacy uroczyści jacyś i coś takiego bije od nich, jakby znajdowali się na innym świecie. Myślę, że...
— Że już rozmówili się z sobą jasno i stanowczo.
— Pewną tego jestem.
— Nakoniec! Jakaż to dla mnie radość!
— Spójrz, Jurku, spójrz!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/196
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.