Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz słuszność — rzekł — idea nie udziela nikomu pełnomocnictwa do przebaczania zadawanych jej krzywd.
Po tym sarkazmie, twardszym dlatego, że wypowiedział go człowiek łagodny z natury i zasady, zapanowało milczenie. W atmosferze dała się uczuć przymieszka niepokoju. Niewiedzieć z czego powstał niepokój i napozór nie objawiał się niczem, ale był i uczuli go ludzie, siedzący dokoła stołu rodzinnego, na ganku, oblanym księżycowem światłem. Bo księżyc przed chwilą wypłynął z za lasu, który w świetle jego przybrał pozór ogrodów tajemniczych, mających głębie przepaściste i wiejących ciszę, skąpaną w rosnej świeżości.
Wśród zmroku, posrebrzonego światłem księżycowem i wśród milczenia, przejętego niepokojem tajemnym, ozwał się głos Janiny przyciszony i zaprawiony słodyczą niewymowną.
— Wina, której dobre nawet serca