Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niąc to, składał hołd jedynemu prawie dotąd przedmiotowi swojego uwielbienia i swoich rozmyślań. Nic więc dziwnego, że mowa jego była bogatą w wiedzę i zapał, lecz tonów miękkich i wzlotów niekiedy poetycznych nabierała ona od widoku twarzy kobiecej, tuż obok niego pochylonej w zasłuchaniu i skupieniu. Patrzał na czyste linie jej białego profilu i czuł, że spodem myśli jego przebiega ten płomień wzruszenia, który rozgrzewa i w górę podbija myśl.
Ona, z powiekami spuszczonemi i rękoma splecionemi na sukni, słuchała, nie przerywając i na zmartwione przedtem jej czoło kłaść się zaczęła pogoda cichego szczęścia. Wszystko prawie, o czem mówił, było jej znane, lecz wstępowało w nią teraz, razem z brzmieniem jego głosu, które lubiła. Miała słuch tkliwy na brzmienia głosów ludzkich, a głos Czesława, przez słuch dostając się do jej wnętrza, budził w niem wzruszenie, sączące z sie-