Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na ostatnie pytanie to Eli żadnéj nie dał odpowiedzi. Zaręczyć nie można, czy sam zdawał on sobie dokładną z tego sprawę, dlaczego, znajdując się tuż przed progiem orchowskiego domu, progu tego nie przekroczył, dlaczego nie dokonał czynu, nad którym długo myślał, dla dokonania którego przybył tu o mil kilka, porzucając dlań inne korzystne sprawy i zabiegi. Na twarzy agenta Domu pośrednictwa i spólnika Ildefonsa Poryckiego malował się namysł głęboki, z wewnętrznych wahań się i wątpliwości złożony.
Lejba oddawna już za drewnianém przepierzeniem usnął snem twardym. Godzina była już późna, popółnocna, gdy Małka, zbudzona krzykiem dziecka złożonego w kołysce na sznurach do sufitu przytwierdzonéj, wstała z pościeli i zapaliwszy łuczywo, przez wązkie drzwi w głąb pierwszéj izby zajrzała. Zobaczyła tam Elego, który w zupełném jeszcze dzienném ubraniu, przy świetle jaskrawo dopalającéj się w lichtarzu łojówki, siedział na stołku, z obu dłońmi na kolanach złożonemi, z głową pochyloną i wzrokiem wbitym w ziemię.
— Eli! zawołała Małka, czemu ty spać nie idziesz? Ja dla ciebie tak łóżko posłałam, że aj! aj! Sprobój tylko położyć się na niém.
Eli podniósł głowę.
— Czego ty chcesz odemnie, Małko? Idź do swego bachura, który tam krzyczy.
W głosie jego było tak niezwykłe mu zniecierpliwienie, że onieśmielona Żydówka usunęła się szybko za przepierzenie i słychać ją było jak poruszając kołyską, cichym szeptem i głośném cmokaniem uspakajała wrzeszczącego dzieciaka.