Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieka, który mówi sobie: przyjadę, spojrzę, zwyciężę! Od czasu do czasu rozglądał się po przebywanych okolicach i uśmiéchał się wzgardliwie.
Widoki to były smutne, krajobrazy po których, mimo słońca jaśniejącego w pełnym blasku letnim, błądziły tajemnicze, głębokie cienie. Nad szérokiemi, okiem nieścignionemi rozłogami unosiła się cisza martwoty i bezludności; śród pól odłogujących, albo w pierwotny sposób uprawianych, słychać było tylko świergot ptactwa; dzikie zielska porastały obszérne przestrzenie dzikiéj przyrody; bezładna bujność mieszała się z okrwawiającą miejsca inne żółtą, nagą jałowością. Tu i owdzie widniały z oddali siedziby ludzkie, samotne i milczące, domostwa których ściany z za opadającego tynku świeciły kruszącą się cegłą czerwoną, lub ciemniały próchniejącém drzewem zczerniałém. Niekiedy, z dwóch stron ścieżki, stérczały w nieprzeliczonych szeregach odziomki po ściętych drzewach pozostałe, a w rzadkich odległościach, na tle pustéj przestrzeni, wznosiły się kalekie niedobitki sosen i jodeł. Nigdzie w okolicy téj całéj nie można było dostrzedz tego krzątania się, ruchu, życia, tych robót różnorakich, które gdzieindziéj objawiają żwawe bicia serc ludzkich, działalność rąk i myśli, natężenie i walkę sił człowieka z przyrodą. Tu serca zmęczone lub nierozbudzone, uderzały znać powoli i trwożnie, ręce leniwe były lub nieuzbrojone, myśli i siły ludzkie rozbijały się o skałę fatalnéj niemożności jakiéjś. Nie była to pustynia niemniéj przecież czułeś tu nadciąganie ciężkich, duszących oddechów pustyni.
Kto inny, jadąc tędy, miałby westchnienie w piersi — Ildefons Porycki uśmiéchał się wzgardliwie, lub obojętnie, znudzone spojrzenie tocząc po pustych przestrzeniach.... Przestał jednak uśmiéchać się i obojętny wyraz twarzy