Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśli jemu odkryję i ten ogień, co we mnie pali się, w jego serce wrzucę!
Słowa te starzec wymówił z uniesieniem wielkiem, obie dłonie przyciskając kolejno do czoła i do piersi, jakby mu w istocie cóś palącego i rozrywającego tłoczyło się pod czaszkę i ku sercu. Potem dodał spokojniéj:
— Niech wielmożny pan idzie z Bogiem i na starego Judela spuści się. Bracia pańscy nie będą już wychodzili z pod dachów swoich przez mego Elego i pan z pod swego dachu dzieci swoich nie wyprowadzi.
Umilkł, ale patrzył wciąż na Mieczysława, a usta jego otwierały się, jakby mu jeszcze cóś do powiedzenia zostawało. Po chwili wyrzekł cichym, łagodnym, proszącym głosem:
— I niech wielmożny pan do mego Elego nienawiści żadnéj nie ma! niech pan jemu przebaczy! Ja panu cóś ważnego powiem. On prosty Żyd. On do wszystkiego doszedł własnym rozumem, co jemu go Pan Bóg dał. Jego nikt nie uczył takich rzeczy, co to tylko delikatnem uczuciem pojąć je można, i jego serce obróciło się całe do tych ludzi między któremi on żył, i do pracy która jego braci i dzieci z biédy dźwigała. Niech wielmożny pan daruje jemu jego omyłki i niech ja przed śmiercią zobaczę, że syn naszego dziedzica w takiéj zgodzie z moim synem żyje, w jakiéj ja zawsze z ojcem pańskim żył.
Gdy starzec domawiał słów ostatnich, szybko otworzyły się drzwi od sieni, a do izby wpadła postać kobiéca, dość dziwnie wyglądająca. Była-to Żydówka, w krótkiéj watowanéj spódnicy i przydeptanych trzewikach. Z wielkiéj, grubéj chusty, która okrywała ramiona jéj i głowę