Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego ja mam nie wiedziéć? odparł Eli. Nas było rodzeństwa osób piętnaście. Kiedy my wszyscy pożenili się i powychodzili za mąż, to nas zrobiło się trzydzieści. Żebyśmy tylko po dwoje dzieci mieli, to byłoby w naszéj familii osób 60, ale u nas dzieci rodzi się więcéj. Widzi pan jaką ja mam wielką familią, a ta familia wszędzie jest, i na Wołyniu także jest, i jak pan wyjeżdżał ztamtąd na agenta Domu pośrednictwa, to już ja wiedział kto pan, zkąd i jaki. Ot i wszystko. Niech pan ani dziwi się, ani lęka, ja nie czarownik i nie denuncyant. Ja to tylko powiedziałem dlatego, ażeby między nami zawsze zgoda była. Dobranoc panu. Jutro jadę do Orchowa, a pan jedź do Ręczyna. Wszystko będzie dobrze.
Z temi słowami Eli opuścił hotelowy pokój. Po odejściu jego Porycki stał długo jak skamieniały przy stole.
— Niegodziwe żydzisko! szepnął przez zaciśnięte zęby, trzyma mię teraz w ręku!
Po chwili dodał:
— Chciałbym bardzo wiedzieć, czy téż on wiéco i o Julii.
Widocznie przecież lekkomyślność była jedną ze składowych cech charakteru człowieka tego, bardzo prędko bowiem ochłonął z gniewu swego i przerażenia, uczynił ręką gest lekceważący i rzekł:
— At! co tam, strachy na Lachy! Interesa zapowiadają się pięknie i... ciekawie. Ciekawym jest, jak honor kocham, ten pan Mieczysław Orchowski sentymentalny głupiec, który konającemu ojcu swemu składał przysięgi jakieś, ożenił się z guwernantką i żyje jak ekonom. Ciekawą jest siostra jego, piękna Lila, która męża swego nie kocha, a w ślicznéj łapce swéj trzyma losy brata, pod postacią dwudziestotysiącznego obligu.