Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne! zapewne! odparł Klemens, świat széroki, wielki, piękny! a co na nim złota!... jeździć tylko i garściami po świecie je zbiérać!
— Tak, markotnie zauważył Abramek, tylko żeby módz jeździć, trzeba nie mieć kajdanów na rękach i na nogach, tak ja je mam..
— Masz je, bo sam tak chcesz; a gdybyś nie chciał tobyś ich nie miał.
Abramek próbował zaprzeczać, ale Klemens zawołał:
— Głodny jestem! Pójdź do bufetu; zjemy cokolwiek i napijemy się piwa.
— No, zasiadając przy bocznym stoliku, żartobliwie rzekł Abramek, a masz ty czém zapłacić? bo dawniéj to u ciebie o zapłaceniu nigdy i słychać nie było.
Klemens roztworzył nawpół pugilares, a w nim ukazała się spora paczka assygnat. Oczy Abramka błysnęły.
— Ot szczęśliwy człowiek! A zkąd ty to wziął?
— Z różnych interesów, odparł syn Augustyna Szyłły. U pana agenta służba dobra, stosunki człowiekowi robi i okazye różne nastręcza.
Przed rozmawiającymi postawiono dwie porcye mięsiwa jakiegoś i dwa wielkie kufle pwia. Abramek mięsa nie jadł, ze względu na obecność w sali dwóch czy trzech starozakonnych, którzy nań i tak już ukośne, niechętne rzucali spojrzenia; ale piwo popijał i zarzucał towarzysza pytaniami o stolicę, bogactwa jéj i świetności, o interesa które załatwiają się w tém ogromném zbiorowisku bogactw i ludzi. Klemens nie pozostawał dłużnym w odpowiedziach. Był on w humorze wyśmienitym. Jadł z apetytem i opowiadał z zapałem. W czasie pobytu swego w stolicy odwiedzał giełdę, przypatrując się pilnie a ciekawie odbywa-