Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ewikcyą najlepszą masz na bezpieczeństwie własnéj osoby mojéj, która do pewnego stopnia jest w twojéj mocy.
Mowy téj Izraelita słuchał zrazu z obojętnością, która jednak była widocznie albo całkiem udaną, albo z trudnością wymuszoną. Stopniowo podnosiły się oczy jego na twarz głównego agenta i coraz żywiéj błyszczeć zaczynały. Bruzdy na czole jego pogłębiały się, jak bywało zwykle, gdy namyślał się nad czemś głęboko, lub uczuwał się silnie wzruszonym. Pochylił nakoniec głowę i pozostał przez parę minut nieruchomy, a tylko palce jego szybkim i niespokojnym ruchem uderzały o poręcz fotelu, przy którem stał. Porycki spoglądał na niego wzrokiem w którym błyszczały tryumf i radość. Uśmiech napoły szyderski, napoły zadowolenie głębokie objawiający, przesuwał się po wązkich jego wargach.
— Dobranoc panu, rzekł nakoniec Eli, głowę podnosząc i czapkę znowu ujmując. Pomyślę nad tém co mi pan powiedział... zobaczę jak to będzie i jutro panu powiem. Dobranoc.
Ze słowami temi odszedł.
Przebywszy parę dziedzińców, dzielących ustronną kamieniczkę od ulicy, Eli kilka kroków zaledwie uszedł chodnikiem i spotkał się oko w oko ze śpiesznie biegnącym bratem swym, Mendlem. Wielki faktor biegł tak szybko, że aż rękami rozmachiwał i głośno sapał. Spostrzegłszy brata, stanął i za ramię go pochwycił.
— Ja ciebie, Eli, od dwóch godzin po całem mieście szukam, rzekł, sapiąc, a teraz do pana agenta biegłem, bo domyśliłem się, że ty do niego poszedł.
— No! a co tam takiego pilnego? czego ty odemnie