Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł. O wycieczcze swéj do Orchowa i powziętych tam wiadomościach Eli najlżejszem słowem nie wspominał. Trzymał się on zdala od przedmiotu tego tak upornie, jakby o nim zupełnie zapomniał, jakby dlań nie istniał. Porycki zrozumiał taktykę Izraelity ale powodów jéj odgadnąć nie mógł. Uczuł że Eli nie chce z nim mówić o sprawie, która na teraz zajmowała go prawie wyłącznie, namiętnie, i... zadrżał w głębi. Hamował się długo; gdy jednak Makower powstał i zabierał się do wyjścia, zawrzał gniewem na człowieka tego, który nie rozumiał lub rozumieć nie chciał dręczących go uczuć, i żywiéj może niżby sam pragnął tego zapytał:
— A cóż pan zrobiłeś w Orchowie? Jakże tam dzieje się z naszym rycerzem niezłomnym? Czy podobało mu się bardzo to pisemko, któreśmy mu przed kilku dniami wysłali? Czy zawsze trwa w mniemaniu, że siebie i dzieci swoje karmić będzie cnotą, a odziewać ideałami?...
Byłby dłużéj jeszcze mówił w ten sposób, bo gwałtowne i złośliwe uczucia, z któremi oddawna nosił się w milczeniu, podniosły się mu w piersi falą wrzącą, bryzgając przez usta zjadliwemi wyrazami. Ale Eli przerwał mu mowę.
Wié pan co? rzekł zwyczajnym sobie, obojętnym sposobem, ja z tego interesu kwituję i mieszać się do niego nie chcę.
— A toż dlaczego? wykrzyknął agent główny, rumieniąc się i przenikając Izraelitę ostrym wzrokiem.
— Niech już pan pozwoli, żebym ja panu nie mówił dlaczego ja co chcę robić, a dla czego nie chcę.
Mówiąc to, wziął za czapkę i miał się znowu ku odejściu. Ale Porycki zatrzymał go gestem i wejrzeniem