Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko być z nim w zgodzie i schodzić przed nim z drogi. Czy ja nie prawdę mówię, proszę pana, że teraz nadszedł taki czas?
Mieczysław poważnie i przecząco wstrząsnął głową.
— Nie, panie Eli, rzekł, czas taki nie nadszedł i nie nadejdzie nigdy. Walka ze złem, jakkowiek byłoby ono silném, nie przestanie być obowiązkiem i potrzebą ludzi poczciwych, odważnych i rozumnych; każda tylko pora inne im do walki téj podaje narzędzia i bronie. Dawniéj ludzie walczyli mieczami, głośno, groźnie, burzliwie; dziś walczyć mogą i powinni tylko pracą, — pracą serc swych, głów i rąk, cicho, skromnie, poprostu. Dziś uznaliśmy i wiemy o tém, że każdy kto własne życie obroni od wszelkiéj plamy i skazy, kto rozumnie i cnotliwie wychowa swe dzieci, myśl zacną pomiędzy ludzi rzuci, przykład z siebie da dobry, kawał nieurodzajnéj ziemi użyzni, jakikolwiek ruch, jakiekolwiek życie i bogactwo wywołała tam, kędy była przedtém jałowość, ruina i nędza, — ten jest dobrym rycerzem sprawy ludzkości, ten wedle siły spełnia swój obowiązek.
— Dlatego to, po chwili milczenia dodał Mieczysław, dlatego to i ja także nie chcę zejść ze stanowiska, na którem czuję się potrzebnym i użytecznym, nie chcę opuścić zadania, które umiłowałem sercem i za słuszne uznałem rozumem. Sposobiłem się do zawodu rolnika od młodości i umiejętność zawodu tego posiadam. Na żadném inném miejscu, w żadném inném zajęciu nie mógłbym tak jak w tém spożytkować sił swoich i zdolności. Sroga więc tylko, nieubłagana konieczność wytrącićby mię mogła z kolei mojéj: dobrowolnie nie ustąpię.