Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Usta pani Leontyny poruszyły się zwolna.
— Smutek nasz i wesele są w ręku Boga! wymówiła powolnym, monotonnym głosem.
Mieczysław skłonił głowę.
— Tak, matko, rzekł. Są jednak wypadki, w których obowiązek i serce rozkazują nam biedz z pomocą nieszczęśliwym i upadłym. Wiész o tém, matko moja, jakiemu nieszczęściu uległa, jak nizko upadła Lila.
Na dźwięk imienia tego twarz pani Leontyny drgnęła, rumieńce jéj powiększyły się, oczy silniéj błysnęły.
— Grzésznica! wymówiła.
Nie powiedziała nic więcéj, nad ten jeden wyraz, ale wyszedł on z ust jéj z ostrym sykiem, zdradzającym oburzenie zacięte i nieubłagane.
— Niestety! wyrzekł syn, nazwa którą dałaś biédnéj, zbłąkanéj siostrze mojéj jest prawdziwą. Ja jednak przyłączam do niéj w myśli inną jeszcze: nieszczęśliwa!
Ledwie dojrzany cień gorzkiego uśmiechu przesunął się po ustach pani Leontyny.
— Nieszczęśliwa? powtórzyła i zwróciła na twarz syna źrenice swe, tkwiące dotąd w górze, a teraz ostrém, przeszywającém światłem napełnione. Ona nieszczęśliwa.. A ja... czy byłam szczęśliwą? czy nie miałam w życiu swojém zawodów, bólów, rozczarowań? Któż litował się nademną w czarnych godzinach mego życia? kto przybiegał mi z pomocą?.. nikt. Nikt mnie nie kochał, świat i ludzie opuścili mię! Teraz w głębi serca składam im dzięki za to, bo nauczyło mię to pokory i wzgardy dla pozioméj smutnéj, nędznéj téj ziemi!..
Mieczysław słuchał z pochyloną głową. Po chwili milczenia mówić znów zaczął.