Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stromego brzegu wąwozu. Przyszedł, stanął, oparł się o ogrodzenie i patrzył... Wspomnienia cofnęły go o lat wiele, aż do samego początku jego życia. Widział siebie dzieckiem małém, igrającém pod cienistemi sklepieniami tych starożytnych alei ogrodu; potém chłopięciem dorastającém, cwałującem konno, na czele rówieśników, po tych drogach krętych, nad któremi teraz wstrząsały zlekka stare swe wierzchołki wierzby rosochate. Tam była grusza dzika, pod któréj cieniem, zmęczony długą myśliwską wycieczką, spoczywać lubił; a tam znowu czerniały wielkie bory i lasy, na których odkąd żył, machinalnie lecz codziennie wzrok swój zatrzymywał. W umyśle jego drzémiącym i obezsilonym życiem bezmyślnem, pracowała jednak w téj chwili siła jakaś tajemnicza, rozkazywała mu szukać wzrokiem po widokręgu miejsc ulubionych, budziła wyobraźnię jego, która ku miejscom tym przywoływała wszystkie uroki wiosny i młodości, maiła je, złociła i stawiała mu je przed oczy w postaci utraconego raju. Siła ta nie była czem inném, jak instynktowém, z naturą ludzką nierozdzielném uczuciem przywiązania, które spaja człowieka z temi zewnętrznemi widokami i żywiołami, śród których wzrastała i kształciła się fizyczna i moralna istota jego.
Konrad nie był człowiekiem zepsutym; był raczéj dorosłém dzieckiem, wiedzy, rozwagi i woli pozbawioném. To téż, obok owego instynktowego uczucia, przez które wydawało mu się jakoby pomiędzy nim a krajobrazem tym węzeł jakiś rwał się boleśnie i niemal dotykalnie, obok uczucia tego i silniejsza odeń ozwała się w nim jeszcze dolegliwość inna. Pomyślał że za dni parę po tych aleach wzgórzach i dolinach ślicznych stąpać będą kroki ludzi obcych, że pośród ścian dawnego domu jego zabrzmią głosy