Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niądzów, to sam wyrąbie i do Gdańska poszle; ale jak jego przycisną, to on sprzeda i siostrze zapłaci.
— A komu on las ten sprzeda? zwolna wymówił Eli.
— Mało komu może on sprzedać? Bogatych kupców u nas, dziękować Bogu, jest dosyć.
— A kto kupcom las jego do kupienia nastręczy? A kto starać się będzie o to, żeby oni z sobą na cenę zeszli się?
— Jakto kto? ja nastręczę i ja postaram się. Tam borysz dla faktora wielki będzie.
— A ja tobie mówię, Mendele, że ty kupca jemu stręczyć nie będziesz i tym małym faktorom, co ty ich znasz i co oni łaski twojéj potrzebują, zakażesz, żeby tego nie śmieli robić.
Wbrew wszelkiemu oczekiwaniu, Mendel, zamiast sprzeczać się i protestować, głową na znak zrozumienia kiwał, a oczami przebiegłemi błyskał, jak któś przed kim otwiéra się miła bardzo perspektywa. Gdy Eli mówić przestał, Mendel obrócił się ku Josielowi i zawołał:
Hast du gehört? on wielki jakiś interes w głowie swojéj obraca i dlatego z nami tu wszystkimi dziś gadać chciał. My jego powinni słuchać, bo z tego wielkiego interesu wypadną wielkich korzyściów i dla niego i dla nas.
Josiel wysunął się z cienia.
— Eli! zaczął swoim powolnym, łagodnym tonem, jak ty latem u nas w miasteczku był, to ty mnie prosił, żebym ja gorzelni u Orchowskiego w septembrze nie brał. Ale teraz już oktober i pora wielka ją wziąć. On do mnie dwa razy przysyłał, pytając się czemu ja nie przyjeżdżam i gorzelni nie biorę, bo sam nie ma jéj za co pędzić...