Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oglądał je ze stron wszystkich, przypatrywał się po razy kilkanaście znadującym się na nich podpisom, aż nakoniec podniósł głowę i z nieokreślonym uśmiéchem na cienkich wargach, z oczami uważnie utkwionemi w twarz towarzysza, rzekł:
— Pan masz wiele i dobrych stosunków...
Porycki rzucił się znowu w głąb fotelu i z nietajoném zadowoleniem odrzekł:
— Zostaję w stosunkach osobistéj znajomości i przyjaźni z najdostojniejszemi osobami w kraju.
Żyd nie spuszczał z niego oczów; zdawało się, że odpowiedzi jego, samochwalstwem i blagierstwem tchnącéj, wcale nie słyszał. Po chwili milczenia, myślenia i przypatrywania odezwał się znowu:
— Pan masz wiele i dobrych stosunków... z rybakami.
Porycki wyprostował się i długo w twarz Żyda popatrzył, jakby myśl w słowach jego zawartą dobrze wyrozumieć usiłował. Nagle śmiéchem parsknął.
— Rozumiem! zawołał, ja mam stosunki z rybakami, a pan... z rybami.
Eli potwierdzająco głową skinął i rzekł znowu:
— Pan trzymasz w ręku wędki, a ja mogę pokazać w które miejsca stawu zapuszczać je trzeba, aby szczupaki łapać.
Porycki śmiać się przestał. Oczy jego z takiém natężeniem w twarz Żyda patrzyły, że blask ich przedziérał się przez szkła ciemne i grube. Eli przenikliwy wzrok towarzysza spotykał wzrokiem również badawczym, ale spokojnym. Porycki nakoniec pochylił się nieco ku Eliemu i zniżając głos, rzekł z większą niż dotąd powagą: