Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka minut po wejściu Kamila, otworzyły się znowu drzwi od ulicy, tym razem jednak głośno, ze stukiem, a w piérwszéj izbie zjawili się dwaj młodzi ludzie. Starszy z nich, trzydziestoletni z wejrzenia, był Klemensem Szyłłą, drugi, młodszy znacznie, zgrabnéj, wysokiéj, bardzo szczupłéj postaci, wyglądał najwyżéj na lat 21. Twarz jego ściągłością rysów i śniadością cery przedstawiała typ izraelski, ale w bardzo pięknym swym przejawie; delikatną była, jakby wypieszczoną, otoczoną krętemi, ciemnemi włosami, rozgrzaną dwojgiem żarzących się i niespokojnych oczu, przyozdobioną drobnym wąsikiem, ocieniającym usta bladawe, ale cienkie i kształtne. Ubiór pięknego młodzieńca tego znamionował staranność wielką i wybrédność, połączoną ze smakiem niezupełnie jeszcze wykształconym. Miał on na sobie tużurek z bardzo cienkiego materyału u szyi mocno barwisty krawat, na kamizelce złoty łańcuch od zégarka, brzęczący zbyteczną ilością breloków stalowych i pozłacanych. W ręce, ociągniętéj świéżą rękawiczką, trzymał czapeczkę, na znak spełnianego urzędu jakiegoś otoczoną srébrnym galonkiem. Był to syn Elego i Chai Abramek ów, przed laty z tylu nadziejami i kłopotami do szkół gimnazyalnych wysłany.
Na widok wchodzącego syna, Chaja wydała okrzyk radosny i twarz swą uśmiéchem niebiańskiéj błogości rozpromieniła. On skinął ku niéj głową niedbale, mimochodem i przeszedłszy izbę w całéj długości, wraz z towarzyszem swym zasiadł za stołem niewielkim, białą serwetą przykrytym.
— Abramkie! libeczkie! może ty jeść chcesz? z miejsca swego zapytała Chaja.