Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Dzień jesienny miał się ku końcowi. Na ulicach miasta N. zapadł zmrok, połączony z wilgotną, chłodną rosą drobnego dészczu.
Chodnikiem jednéj z ulic, powolnym i spokojnym krokiem, szedł Eli Makower. Znajdował się on właśnie naprzeciw obszérnego i dość pięknego hotelu, którego kilka okien rzęsistém jaśniało oświetleniem, gdy z hotelowych wschodów zszedł szybko mężczyzna w wielkim płaszczu z peleryną i stanął naprzeciw przechodzącego Izraelity. Pomimo zmroku, dwaj ci ludzie poznali się w oka mgnieniu.
— Idziesz pan do mnie zapewne? zapytał Elego Ildefons Porycki.
— A tak, odparł Izraelita, szedłem do pana. Miałeś mi pan dziś dać wiadomość o wszystkiém. Ja na pana od południa czekał i doczekać się nie mógł....
— Ot tak jakoś cały dzień przesiedziałem u Ręczyców, z wahaniem się i pewném jakby zawstydzeniem rzek agent główny.
— Och panowie! panowie! kiwając głową, uśmiechnął się Eli. Wszyscy wy tacy! Ot pan naprzykład niby na