Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi brwiami dwie głębokie, mięsiste zmarszczki, które na całą fizyognomią, jego rzucały wyraz surowy i ponury.
Wos is dues? zapytał Efroim, stając na środku izby i patrząc na wrzeszczącego wciąż Abramka, którego Chaja, postawiwszy na stołku, tuliła w objęciach, całowała, łajała i z mundurka rozbiérać zaczynała.
— To ty jego naprawdę myślisz do szkoły oddać? zwrócił się przybyły ku Eliemu.
— A dla czego nie mam oddać? wzruszając ramionami, odparł Eli.
Zmarszczki na czole Efroima pogłębiły się, czarne oczy jego strzeliły ku Eliemu błyskiem szyderskim, gniéwnym.
— A na co jemu tego? mówił, czy tobie źle, choć ty w szkołach nie był?
— Możeby było lepiéj jeszcze, gdybym był, z jednostajnym zawsze spokojem odparł Eli.
— A co ty z niego zrobisz, jak on bardzo nauczny będzie?
Eli po raz piérwszy podniósł uważny wzrok na twarz wspólnika i zarazem wyprostował się na kanapie.
— Co ja z niego zrobię, jak on będzie nauczny, powtórzył i zamyślił się.
Wątpliwość jakaś zapadła mu znać w umysł. Efroim uśmiechał się złośliwie i niechętnie.
— Ja tobie mówię, Eli, że to na nic. Jego tam oduczą tylko Żydem być, a potem co? niech oni swoje dzieci do szkoły posyłają... ty weź dla Abramka szpektora, to on go Boga chwalić i liczyć nauczy.
Eli milczał. Po chwili podniósł głowę i rzekł:
— Mój stary dawno mnie już gada, żeby ja Abram-