Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bluzy wznosiła się westchnieniem. Wnet jednak wracała znowu do swéj roboty.
Cisza zupełna panowała w izbie, gdy nagle na ciemnych wschodach, z dołu na facyatkę prowadzących, ozwały się lekkie, szybkie stąpania. Stara kobiéta podniosła głowę, jakby ze snu zbudzona; pomiędzy gęste zmarszczki, okrywające czoło jéj i policzki, wystąpiła barwa słabego rumieńca. Koszula, którą właśnie zaczęła cerować, spadła z jéj kolan. Splotła ręce i zawołała z cicha:
— Boże mój! to ona! to ona!
Otworzyły się drzwi i Michalina jednym poskokiem znalazła się u kolan staréj kobiéty. Szczupłą jéj kibić ramionami objęła i tuląc się do jéj piersi, pocałunkami okrywała ręce jéj, twarz i kolana. Nie zamieniły pomiędzy sobą ani jednego słowa. W przerwach pomiędzy pocałunkami patrzyły na siebie długo, długo.... oczy ich szkliły się wilgocią, usta drżały...
— Trzy lata, matko, szepnęła nakoniec młoda dziewczyna, trzy lata nie widziałam cię! Ile było dni w tych latach, tyle razy doznawałam strasznéj pokusy, aby porzucić wszystko i biedz do ciebie... Zwalczałam pokusy te, boś mię sama nauczyła, matko moja, że powinnam pracować, powinnam cierpiéć i przenosić wszystko raczéj, niż żyć z cudzéj pracy, niż wyzyskiwać czyjeś dobre dla mnie uczucia..
Usta staréj kobiéty przylgnęły na chwilę do bladego czoła klęczącéj przed nią dziewczyny. Oczy jéj jednak mgliły się żalem i łagodne zwykle, z pewną badawczą powagą utonęły w twarzy córki.
— Dlaczegóż teraz przyjechałaś, Michasiu? rzekła głosem przytłumionym nieco, lecz pewnym, czy dlatego tylko aby mię zobaczyć?