Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stu staremi drzewami, bezlistnemi teraz otoczonym; z miastem łączyło go kilka ulic i kilka zaułków, stykających się z drogą bitą. Ze wsi prowadziła do niego széroka pocztowa droga, niegdyś, przed powstaniem kolei żelaznéj, stanowiąca główną komunikacyjną arteryą prowincyi. Na rynku stało kilkadziesiąt wozów, naładowanych drzewem, sianem i innemi ze wsi przywożonemi płodami. Śród nich roił się tłum przekupniów, kucharek i uboższych lub skrzętniejszych gospodyń miejskich. Krzyki, targowania się, połajanki chłopów, szwargot Żydów, piskliwe głosy kucharek, zaklinania się i kłótnie przekupniów — zléwały się tam w gwar niezrozumiały, wrzaskliwy, grubiański czasem.
Wśród hałaśliwego, popychającego się wzajem tłumu tego, w miejscu gdzie stały najliczniejsze fury drzewem naładowane, przesuwał się Augustyn Szyłło. Miał na sobie paltot z grubego sukna, dobrze wynoszony, i grube, nienowe też obuwie; na czapce jego tylko połyskiwała srebrzysta gwiazdka, oznaka dawno już przezeń postradanéj urzędniczéj godności. Przybył tu znać z zamiarem kupienia drzewa na opał, bo stawał przy wozach i zapytywał o ceny. Zatrzymał się też przed straganem z warzywami, kupił sporą wiązkę włoszczyzny, i wepchnąwszy ją sobie pod paltot, wrócił pomiędzy fury.
Na drodze ukazała się, w pobliżu już, bryczka, po osie obłocona, w parę nędznych i zmęczonych koni zaprzęgnięta. Kto siedział na téj bryczce, z za mgły deszczowéj widziéć jeszcze nie można było.
Szyłło postąpił naprzód i stanął na krańcu rynku, tuż przy drodze.
Z pozoru sądząc, bryczką taką i takiemi końmi jechać tylko mogli szlachcic zagrodowy, lub wiejska jejmość jakaś,