Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedmioty lokaj długo nie wracał, aż nakoniec przyniósł na srebnéj tacy ćwiartkę welinowego papiéru, kałamarzyk damski malutki, ze złocony czubkiem.
Konrad napisał żądany dokument. Pisał długo i z widoczną trudnością. Kaligrafia i ortografia jego objawiały zarówno człowieka, który miał szczęście ukończyć co najwyżéj cztéry gimnazyalne klasy i studyów naukowych, tam rozpoczętych, nigdy już daléj nie prowadził. Dla Żydów przecież było to rzeczą zupełnie obojętną, jak i na czém był napisany dokument, który bardzo błogie wzbudzał w nich znać nadzieje, bo opuszczając pałac, mieli miny ludzi, co dobry zrobili interes. Na twarzy Eliego, spokojnéj zawsze i poważnéj, najmniéj odbijały się wewnętrzne uczucia, ale czarne oczy Efroima błyskały się i śmiały, gdy zstępował ze schodów ganku, a Josiel miał także uśmiech zadowolenia na ustach. Ten ostatni nie był wcale podobnym do dwóch swych współtowarzyszów. Z powierzchowności jego odgadnąć można było jednego z bardzo nielicznych Izraelitów, w których flegmatyczny charakter i pewna wrodzona życzliwość ku ludziom równoważyły, a nawet przeważały, pociąg do spekulacyi piéniężnych i żądzę zysku. Nie odrzuciłby zapewne zarobku, ale nie chciał okupywać go kosztem kłopotów i niebezpieczeństw, ani zdobywać go cudzą krzywdą. Dla tego to wszystkiego Ręczyn był mu stanowiskiem niedogodném, które z pomocą przyjacielskiego pośrednictwa Eliego usiłował zdać na Efroima.
Un sobie lepiéj tu poradzi od ciebie, rzekł Eli z uśmiechem, wskazując na szwagra i zasiadając na ławie w izbie Josiela.
— Dziękuję, Eli, rzekł, dziękuję! Żeby nie ty możeby ja sam nie dał jemu rady.