Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję pani, rzekł głosem zniżonym wzruszeniem, za zajęcie które okazałaś méj siostrze i żałuję bardzo, że nie będzie ona korzystała z przewodnictwa tak rozumnego, tak serdecznego.
Błysk nieopisanéj błogości oświecił na chwilę twarz Michaliny. Nie przywykła ona do słów uznania i sympatyi a słowa podobne, wychodzące z ust Mieczysława, posiadały może dla niéj wagę szczególną. Oczy jéj podnosiły się na twarz młodego człowieka, nawpół rozpromienione, nawpół zmącone smutkiem. Znać w sierocéj, tułaczéj jéj doli radość każda nawet smutną swą miała stronę.
— Ja to raczéj dziękować panu powinnam, wymówiła zcicha; byłeś pan dla mnie bardzo dobry... w Ręczynie...
— Ach, pani! zawołał Mieczysław, wracając do zwykłego sobie wesołego i otwartego sposobu mówienia, — ja wtedy jeszcze pani nie znałem... żebym ją wówczas znał tak jak dziś poznałem, byłbym cioci i Konradowi surowszą jeszcze wypowiedział prawdę.
Po bladych ustach guwernantki przesunął się uśmiech. Mieczysław patrzył w nią wciąż, jak w tęczę, a patrzenie to zdawało mu się sprawiać niewymowną przyjemność
— Niczegobym więcéj nie pragnął, rzekł po chwili, jak stać się pani w czemkolwiek użytecznym. Biéda tylko, że nie wiem zupełnie, cobym takiego mógł uczynić....
— Dziękuję, bardzo dziękuję panu, z wyrazem wdzięczności rzekła guwernantka. Jedyną rzeczą, któréj pragnę jest znalezienie znowu w domu jakim miejsca nauczycielki.
— Pani więc nie chciałabyś odjechać do stryja? rozumiem to trochę. Znam pana Szyłłę: zajmuje się on interesami mego ojca....