raz wybór zrobić możem... niechaj pan starszyna świadkiem będzie.
— Ale — potwierdzili inni — możem, czemu nie możem...
— Nie wszyscy my tu — ktoś zaprotestował.
— Nic nie szkodzi. Co my tut postanowim, na to zgodzą się wszyscy — twierdził starosta Suchéj Doliny, Anton Budrak.
— A ile tych planipotentów trzeba? — zapytał Piotr.
— Trzech — odpowiedział starszyna; — więcéj nie trzeba, ale trzech, to już koniecznie trzeba.
Stepan w téj chwili pociągnął Piotra za rękaw i szepnął.
— Skaży, Pietruk, żeby mnie na planipotenta wybrali...
Ale kilkanaście głosów szept jego zagłuszyło.
— Najpiérwéj to już starostę prosim...
Okrągła, pulchna, z konopiastym wąsem i zadartym nosem twarz Antona zajaśniała nakształt księżyca w pełni.
— Dobrze — odpowiedział — będę, czemu nie będę? A więcéj kogo?...
Stepan już pięścią całą w bok Piotra uderzył.
— Nu, odezwij się... skaży, żeby mnie wybrali...
Oczy mu aż gorzały żądzą odznaczenia, a może i przywiązanéj doń ruchliwéj czynności. Ale chłopi plenipotentem drugim obwoływali starego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/270
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.