Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnik z poblizkiego dworu, który dziś u ojca jego krowę kupił.
— Klemens! — wołał — hej, Klemens! wypijno z nami. Żeby krowie zdrowo było!
Wychylił podaną mu czarkę i, w szał wesołości wpadając, ku stojącéj w kącie beczce poskoczył, przechylił ją i znajdującą się w niéj wodę na podłogę wylał.
Kaby krowa tyle mleka dawała — krzyknął!
Grzmot śmiechu zatrząsł izbą, kobiety piszczały, spodnice podnosiły i do przeciwległych kątów uciekały. Szeroki strumień wody od ściany do ściany płynął, niosąc po spadzistościach nierównéj podłogi, rzucone wprzódy na ziemię skorupki jaj, łupiny ogórków, głowy i ogony śledzi. Klemens zniknął w wirze kilkunastu chłopów, którzy go z czarkami w rękach otoczyli, a pomiędzy którymi był także Szymon, pociągający go wciąż za rękaw i z czarką w ręku mruczący...
— Pożycz hroszy, Klemens, zmiłujsia pożycz... choć złotówkę... wszystkie swoje już przepił... Horkaja dola mnie i dziatkom moim...
Zmrok zapadł zupełny. Posługacze karczemni, postawili na stolach, w różnych miejscach izby, trzy cienkie łojówki w mosiężnych i otłuszczonych lichtarzach.
Stepan Dziurdzia głośno do téj pory przywodził w niewielkiéj jakiéjś gromadce, widocznie