Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Był u mnie rozum, kiedy ja za ciebie iść nie chciałam... dobrego-bym męża miała...
Widząc, że blizką jest wejścia do czółna i odpłynięcia, zerwał się z siedzenia i tuż przy niéj stanął.
— Poczekaj, Pietrusia, poczekaj troszeczkę — zaszeptał — jeszcze minutkę porozmawiamy... co tobie szkodzi? jeszcze jednę minutkę! Ja dla ciebie byłby inny, jak dla téj... jabym z tobą łaskawy zrobił się i cicheńki, jak ten pies co pana swego poznał... tyby mnie dzieci inaczéj hodowała jak ta... tyby mnie w chacie śmiała się i śpiewała jak ta makolągwa w gnieździe... a jaby tobie ręce i nogi przez całe życie całował, jabym, z tobą pracując, ręce sobie od pracy pokrwawił... Oj Pietrusia ty moja, mileńka ty moja... nie uciekaj choć teraz ode mnie... niech ja choć minutkę pocieszę się tobą...
Z płonącemi oczyma, z uśmiechem namiętności miłosnéj na twarzy, następował na nią, pchał ją pod rozłożyste gałęzie wierzby, palącym oddechem oblewał szyję jéj i plecy, żelazném jakby ramieniem stan jéj otaczał. Ona krzyknęła z przerażenia i gniewu, skokiem łani do czółna wskoczyła i, wiosło schwyciwszy, w mgnieniu oka odbiła je od brzegu. Minuta zaledwie upłynęła, a czółno znajdowało się już w pewnéj od brzegu odległości. Po gładkiéj błękitnéj wodzie, mknęło ono prędko, równo, nie kołysząc się prawie i unosząc ku prze-