Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A jedna z kobiet, głośniéj jeszcze niż inne, mazgajowatym przewlokłym głosem zawiodła:
Kab temu, co heto zrobił dobrego życia nie było! Kab on za krzywdę ludzką zmarnował się i na pogrzebach dzieci swoich płakał!
Była to Paraska, która, mówiąc to, na Pietrusię z pod oka patrzała.
— Patrzajcie — dodała po chwili — czemu to kowalicha dziś kupnéj spodnicy i materyalnéj chustki na siebie nie włożyła?
Oj, ta kupna spodnica i pół-jedwabna chustka, w które kowalowa czasem się przystrajała, dawno już dawno dolegały Parasce, maczającéj teraz w wodzie liche, stare łachmany swoje i swéj rodziny.
W tém na polu rozległy się grube i piskliwe krzyki. Kobiety śmiać się zaczęły. Stepan Dziurdzia znowu skłócił się z żoną. Kłócili się oni z sobą tak już często, że dla jednych byli przedmiotem surowéj przygany, w innych wzbudzali śmiech. Teraz, ze słów tu dolatujących wnieść było można, że szło im o jakiś worek na kartofle, po który Stepan żonkę do chaty posyłał. Czy naprawdę worek był przyczyną kłótni? A może on téj chwili zażądał, aby żona z oczu mu zeszła, ona zaś w téj chwili właśnie za nic go tu samego zostawić nie chciała. Boże! jakże czuła się nieszczęśliwą! Poczucie tego nieszczęścia zdawało się podnosić ją nad ziemię, tak szybko, z rękoma u głowy ku stawowi biegła.