Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z dziedzińca wypadła i z powrotem ku wsi pobiegła, Pietrusia zaś, tam gdzie stała, osunęła się się na ziemię i, twarz rękoma zakrywszy, rozpłakała się głośno i rzewnie. Płakała jednak niedługo. W izbie dało się słyszéć skwierczenie obudzonego dziecka; skoczyła i do chaty wbiegła. Musiała tam dziecko karmić i bawić je przez czas jakiś, bo słychać było, jak pieszczotliwie doń przemawiała, kilka piosnek śpiewać zaczynała i przerywała je sobie krótkim śmiechem i głośnemi pocałunkami. Dziecko widocznie bąkaniem swém i ruchami małych rączek rozśmieszało ją i usta jéj ku sobie ciągnęło. Potém słychać było miarowe stukanie biegunów kołyski, a potém w izbie zapanowała cisza. Adamek usnął znowu, a Pietrusia z pękiem upranéj bielizny na ramionach, na dziedziniec wyszła. Dzień był piękny, trzeba było przed wieczorem bieliznę w stawie wypłókać.
Paręset kroków zaledwie dzieliło ten staw niewielki od ostatnich domowstw Suchéj Doliny. Z jednéj jego strony siała się owa ławica piasku, na któréj z porady staréj Akseny bawił się niegdyś całemi dniami chory syn Piotra Dziurdzi, daléj już obejmował go w półkole wązki pas łąki, za którym ciemniały i na poblizkie wzgórza pięły się uprawne role. Z łąki téj oddawna już uczyniono pastwiska dla bydła. W lecie, brzeg stawu był z téj strony miejscem, pełném zielonych gąszczy,