Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pietrusia targnęła się, z rąk jéj koszulę swą wyrwała i, załamując ręce, jęknęła.
— Co ja zrobię!... odczepcie wy się ode mnie...
Wtedy, Piotrowa, choć osłabła ze zgryzoty i płaczu, jak łania skoczyła i, osunąwszy się przed nią na podłogę, kolana jéj objęła.
— Pietrusia! mileńka, zuzula! ratuj ty jego! daj jemu co takiego, żeby ta trucizna z ciała mu wyszła... tyś sama ją dawała... jak zrobiła, tak i odrób... ja tobie zato wszystko dam... co tylko zechcesz... lnu dam, i wełny, i jajek, i płótna i hroszy, kiedy zechcesz; oboje z Pietrukiem nie pożałujem... tylko odrób, co zrobiła... niechaj on przy życiu zostanie, nasz gołąbek mileńki, nasza podpora na stare lata... Ty wiész... Jasiuk jest tak, jak do niczego... A ten prawa ręka nasza... pracownik nasz najlepszy... Ratuj ty jego... znasz możesz... jak zrobiła, tak odrób...
Ściskała kolana jéj, brzeg jéj spódnicy całować zaczęła. Pietrusię ten żal matczyny i to rozpaczne błaganie widocznie na torturach rozciągały. Sama przecież matką była, a z tą kobietą tyle lat niegdyś życzliwie i zgodnie przeżyła. Podniosła ręce do głowy i zawiodła.
— Oj, Bożeż mój, Boże! co ja pocznę! nie robiła ja i odrabiać nie mogę...
Agata porwała się z klęczek i syczącym głosem zapytała.