Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy ty taką znachorką jesteś, że możesz ludziom robić i dobrze i źle, to ty mnie poratuj w mojéj wielkiéj biedzie i zgryzocie...
Pietrusia cofnęła się żywo, i niechętnie odwróciła twarz rozognioną od gniewu i żalu.
— Jaka ja znachorka! — krzyknęła prawie — idź ty sobie ode mnie... nie dokuczaj...
Ale Franka przysunęła się ku niéj jeszcze bliżéj i znowu ją za szyję objęła.
— Nie gniewaj się, Pietrusia, nie gniewaj się ty na mnie... ja nie ze złego serca... oj! żeby ty wiedziała, jaka ja nieszczęśliwa, to już nieszczęśliwszéj chyba na świecie niéma... Wiadomo, sierota i uboga i tak jak w cudzéj chacie zostająca. Dziadowska chata nie ojcowska... Poniewierają się nademną dziadźki (stryjowie) i poniewierają się ich żonki... Pracuję, haruję, jak ten wół w jarzmie, a dobrego słowa od nikogo nie posłyszę... Jak pobiją się z sobą, to i mnie biją, — a ciągle ten chleb, co u nich jem, wymawiają... Już mnie i życie zbrzydło, i za zgryzotą a płakaniem bożego świata nie dojrzę...
Obu czerwonemi i w istocie spracowanemi rękoma twarz sobie zakrywszy, rozpłakała się rzewnie.
Wtedy już Pietrusia sama przysunęła się do niéj i zasmuconym głosem rzekła:
— Wiem, ja wiem, że tobie w dziadowskiéj