Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie tłómaczyć nie umié. Kowal grubym swym i serdecznym śmiechem śmiał się także i z chłopów, którzy ogień na przyciąganie wiedźm rozniecają, i ze zdarzenia, które na ten ogień żonę jego przywiodło. Ale stara Aksena widocznie zmarkotniała. Wprzódy już kłoniła się była ku swemu posłaniu; teraz siedziała wyprostowana, nieruchoma a kościste jéj szczęki poruszać się zaczęły tak, jak gdyby coś z trudem przeżuwała. Był to u niéj znak niemylny zgryzoty lub troski. Kiedy Pietrusia opowiadać przestała, a wymyte miski i łyżki umieszczała na przybitéj do ściany desce, stara głosem, objawiającym głębokie zamyślenie, ozwała się z pieca.
— To niedobrze, oj, to niedobrze; że ty, Pietrusia, piérwsza na ten ogień przyszła!...
— Głupstwo! — zaśmiał się kowal i ręką machnął, ale Pietrusia żywo ku babce twarz zwróciła.
— Czemu? — zapytała.
Po chwilowym jeszcze namyśle, baba mówić zaczęła.
— Bo najpiérwéj wiadomo, że na taki ogień zausiudy (zawsze) wiedźma przychodzi. To już wiadomo, to już tak musi być, tak już Pan Bóg Najwyższy siłę nieczystą ludzkim oczom objawia. To czemuż ty, Pietrusia, dzisiaka (dziś) na ten ogień przyszła? Ręce młodéj kobiety opadły nagle i splo-