Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech jemu i Pan Bóg przenajświętszy nie sprzeciwia się...
Zresztą, sprzeciwiać się Piotrowi nie było-by rzeczą łatwą. Miewał i on przystępy gniewu, rzadkie, ale straszne. Można-by rzec, że w naturze téj cichéj i poważnéj, burze wybuchały tém gwałtowniéj im powolniéj i dłużéj wzbierały. Kiedyś, za młodu, był on dla rodziców swych synem uległym i o stare lata ich dbającym, jednak, gdy matka ze starości zdziwaczała już nieco, dokuczyła mu ciągłemi kłótniami z synową i raz komorę przed nią zamknęła tak, że wróciwszy z pola strawy zgotowanéj nie znalazł i głodnym być musiał, uderzył ją tak silnie, że stara zaniemogła, przeleżała na piecu czas jakiś i umarła. Może ona i nie od uderzenia synowskiego umarła, bo wprzódy już nic prawie sił w niéj nie było, ale Piotr zgryzł się tém tak bardzo, że długo jak nieprzytomny po świecie chodził. Żonie i kumowi, którego bardzo lubił, powiedział wtedy, że sam siebie tak bać się zaczął, jakby już dyabłu duszę był zaprzedał. Odtąd téż stał się bardzo nabożnym. Do kościoła jeździł i spowiadał się częściéj od innych, za pługiem idąc, pacierze czasem odmawiał, w każde uroczyste święto, wielkie bochny chleba i grube zwoje płótna, u kościelnego ołtarza na ofiarę składał. Można-by rzec, że myśl, iż krzywda zrządzona matce, duszę jego w posiadanie dyabel-