Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A na kogóż?
— Pobóż się!
Palce na krzyż złożyła i oczy ku roziskrzonym błękitom nieba podniosła.
— Tak mnie Boże i Najświętsza Panno dopomóż, że za tobą własnéj duszy nie czułam i tak na ciebie czekałam, jak na tego ptaka, co kiedy przyleci, to już słońce zaświeci i miła wiosna będzie...
Schwycił ją teraz w pół i do gaju pomiędzy brzozy pociągnął.
— Toż i doczekałaś się, bo jak Bóg jest na niebie, tak cię za żonę wezmę i na gospodynią do swojéj chaty wprowadzę. Zapomniał ja troszkę o tobie, to jest prawda, ale jak tylko twoje horowanie i ten twój ciężki pot zobaczył, to zaraz serce cościś ścisnęło mi jak w kleszczach, a jak twoje oczy popatrzały na mnie, to cościś we mnie rozpłynęło się jak ten miód...
Pośród brzóz, pośród zielonych, w powiewach wietrzyku i świergocie ptactwa, przyciskał ją mocno do piersi, ręką jakby stworzoną do kowadła i młota, z twarzy jéj ścierał pot i łzy, i usta, z których wydobywały się śmiech i łkania, pocałunkami zamykał.
Długo potém w Suchéj Dolinie ludzie gadali, że Pietrusia i temu także cościś zrobić musiała. Bo któż kiedy słyszał aby chłopiec, szczególniéj jeśli